Agent o wielu twarzach

Już w środę w Gazecie Kościańskiej ukaże się pierwsza część artykułu „Agent o wielu twarzach” zredagowanego przez znanego i cenionego – dziennikarza, regionalisty, działacza społecznego Jerzego Zielonke.

Tym samym, mamy nadzieję otwiera się szersza współpraca pomiędzy uznanym regionalistą o wielkiej wiedzy historycznej, czasopismem które kultywuję historie lokalną i naszym miastem.

Poniżej przedstawiamy treść artykułu i zachęcamy do zakupu „Gazety Kościańskiej” już w środę 20 lipca 2022 roku.

Zn. 10840

„Sonderfahndungsliste Großbritannien”, zwaną na wyrost Czarną Księgą Hitlera, sporządzono późną wiosną 1940 roku w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy [Reischsicherheitshauptamt, w skrócie RSHA]. Wydrukowano ją w 20 tys. egzemplarzy i udostępniono placówkom niemieckiej tajnej policji w nadziei, że niebawem nadejdzie czas, kiedy Niemcy opanują Anglię. Zachowały się dwa oryginalne egzemplarze. Na liście znajduje się 2820 nazwisk różnych nacji, w przeważającej większości obywateli Wielkiej Brytanii, ale są na niej także Żydzi, Austriacy, Belgowie, Czesi, Holendrzy, Romowie, Rosjanie, Polacy, w tym jeden Kościaniak.

Agent o wielu twarzach

Obecność w „czarnej księdze” nie oznaczała wcale – jak się zwykło mniemać – wyroku śmierci, ale tylko i wyłącznie nakaz odszukania danej osoby i jej aresztowania. Łatwiej to zrozumieć, jeśli dostrzec, że na wszelakich księgach gończych, wytworzonych przez Trzecią Rzeszę znajdują się nie tylko wrogowie Niemiec, ale także w sporej liczbie naukowcy – laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, chemii, specjaliści od badań promieni rentgenowskich; politycy i dziennikarze, którzy mogli być przydatni nazistowskiej machinie propagandowej; działacze komunistyczni, którzy w chwili sporządzania list manifestowali przyjaźń z Rzeszą, a więc osobistości, które o wrogość wobec Hitlera trudno nawet podejrzewać. Mało kto z tej listy – jeśli w ogóle już trafił w łapy Gestapo – został natychmiast zamordowany.

Nazwiska mówią…

W każdym razie nazwiska z brytyjskiej „Czarnej Księgi Hitlera” robią wrażenie. Są na niej: twórca skautingu generał Robert Baden Powel; sekretarz osobisty Winstona Churchilla dr Robert Boolby; szef Wolnej Francji generał Charles de Gaulle; pisarz Lion Feuchtwanger, wybitny amerykański pieśniarz o potężnym głosie Paul Robenson czy słynna pisarka angielska Virginia Woolf. Führerowi potrzebni byli wtedy także znawcy tajników umysłu człowieka – psycholodzy i psychoterapeuci. Ich liczny poczet otwiera austriacki lekarz, twórca psychoanalizy Zygmunt Freud, który w chwili publikowania listy już nie żył (†23 IX 1939 Londyn).

Polacy na liście (zarówno politycy, pisarze, wojskowi, funkcjonariusze służb granicznych, policjanci itp.) uznani byli w większości za agentów brytyjskiej tajnej służby wywiadu wojskowego (MI6). Znaleźli się wśród nich: światowej sławy pianista Ignacy Paderewski, dyplomata i minister spraw zagranicznych książe Eustachy Sapieha, polityk i premier Stanisław Mikołajczyk, działacz na Śląsku Opolskim Arka Bożek, biskup polowy Wojska Polskiego dr Józef Gawlina, generałowie Józef Haller, Władysław Sikorski, Kazimierz Sosnkowski, Lucjan Żeligowski, admirał Jerzy Świrski i legendarny szef polskiego wywiadu wojskowego „Zachód” kpt Jan Henryk Żychoń.

List z Londynu

Przesyłka z Londynu byłą zaskakująca. Przyjaciele „Nazi Hunter” (łowcy nazistów) zawiadamiali mianowicie, że prowadzą badania, mające ustalić dokładne dane, dotyczące osób, których nazwiska znalazły się w brytyjskiej „Czarnej Liście Hitlera” i że mają z tym kłopoty. Pisali tak:

– Przesyłamy Ci skany „Sonderfahndungsliste Großbritannien”. Jak się zorientujesz dane osób poszukiwanych są w tej liście bardzo skromne. Zamierzamy poszerzyć naszą wiedzę w tym zakresie, opracowując obszerniejsze życiorysy. Liczymy na Twoją pomoc w odniesieniu do obywateli polskich. Dane tyczące się wybitnych osobistości mamy z Internetu, szczególnie zależy nam na postaciach być może drugoplanowych, o których mamy nikłą wiedzę lub nie wiemy w ogóle nic…

Tu następowało 15 nazwisk, a wśród nich… Wacław Gintrowski. Na przedstawianej tu liście w pozycji G 54 zapisano: „Gintrowski Waclaw 26.9.94 Czempin, Elektromonteur, poln. N Agent, RSHA IV E5, Stapo Schneidemühl”. Co oznacza, że Wacława Gintrowskiego, urodzonego 26 września 1894 roku, elektromontera, agenta polskiego wywiadu, należy odszukać i przekazać do Gestapo w Pile.

Zanim jednak ukazała się lista brytyjska, to w sierpniu 1939 roku, krótko przed napaścią na Polskę, wydrukowano „Sonderfahndungs Polen”, w którą wyposażono specjalne oddziały niemieckie oraz placówki tajnych służb Rzeszy w okupowanej Rzeczpospolitej. W tejże księdze znalazł się zapis z błędem w nazwisku, że poszukiwany jest: „Gintowski Waclaw, Monteur, 26.9.94 Czempin Schmiegel”.

Teczka w IPN

Wszystkie drogi poszukiwań w podobnych sprawach prowadzą do zasobów archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. W oddziale poznańskim zachowała się teczka o nazwie „Akta personalne funkcjonariusz MO: Gintrowski Wacław, imię ojca Karol, data urodzenia 26-09-1894”. Oddziałowe Archiwum IPN, którym kieruje dr Rafał Kościański, szybko udostępniło materiały. Pomijając pierwsze zaskoczenie, zdawać się mogło, że sprawa jest rozwiązana. W teczce znajduje się kilkadziesiąt dokumentów, najważniejsze to: kwestionariusz dla współpracownika Milicji Obywatelskiej, zobowiązanie i fotografia. Kwestionariusz, osobiście wypełniony i podpisany przez kandydata na milicjanta sporządzono jeszcze w czasie trwania wojny to jest 27 marca 1945 roku. Napisano w nim m.in.:

– Gintrowski Wacław, syn Karola i Marii Sobańskiej, urodzony 26 września 1894r. w Czempiniu, wyznanie rzymsko-katolickie, obywatelstwo polskie, wykształcenie 7 klas, biegła znajomość języków polskiego i niemieckiego, żonaty, pięcioro dzieci, pochodzenie społeczne rodziców – obuwnik, służba w wojsku od 1914-1919, udział w wojnie przeciwko Francji, stopień wojskowy kapral, zawód robotnik od 1939 do 1945 w Poznaniu, rysopis – szpakowaty, wzrost 187 cm. Karany 4 ½ roku za szpiegostwo na rzecz Polski w Brandenburg, ½ roku Fort VII w Poznaniu, był w Niemczech wysyłany z oddziału II, pseudonim Leisemann, zamieszkały w Poznaniu – Ławica.

Życiorys przedstawiony przez ochotniczego kandydata na milicjanta jest oczywiście kolejną wersją, które przyszło mu przedstawiać wielokrotnie przed wojną. Do szkoły w Czempiniu zaczął uczęszczać mając 6 lat, skończył 7 klas i przez 3 lata jeszcze uczył się rzemiosła siodlarskiego. Gintrowski kładzie nacisk na patriotyczne motywy swoich życiowych decyzji:

„W 20 stym roku życia zostałem zaciągnięty do wojska [niemieckiego – dop. J.Z.]. odbywając wojnę światową, z której zostałem zwolniony 1 grudnia 1918. Tego samego roku 23 grudnia wyjechałem z Czempińską drużyną jako powstaniec do Poznania. Po 6 tygodniach zostałem zwolnionym i zacząłem pracować w urzędzie pocztowym jako monter telegrafii. W tym samym roku , to jest 1927 roku, po zwolnieniu w urzędzie pocztowym na własną prośbę wstąpiłem do wydziału II w Bydgoszczy [Oddział II Sztabu Generalnego WP – wywiad wojskowy], gdzie pracowałem do roku 1930. W tym roku zostałem w Marienburgu – Prusy Wschodnie [Malbork] pod zarzutem szpiegostwa aresztowany i transportowany do więzienia śledczego w Moabicie [Berlin] i w roku 1931 w maju zostałem skazany na 4 ½ roku ciężkiego więzienia. Po zwolnieniu w roku 1935 przez późniejsze 4 lata pracowałem jako robotnik, wykonując rozmaite prace”.

Czas okupacji agent polskiej „dwójki” spędził w Poznaniu. I tu opis jego życia pełen jest przemilczeń i niejasności. Twierdzi on mianowicie, że został zobowiązany do codziennego (?) meldowania się u władz niemieckich:

„Po zajęciu Polski przez Niemców już po czterech dniach władze niemieckie zainteresowały się moją osobą i biorąc pod uwagę moją przeszłą pracę w wydziale II zmusiły mnie do codziennego meldowania się. W dniu 15 lipca 1941 roku zostałem aresztowany i po czterech dniach dochodzenia osadzony na forcie 7. W dniu 15.12. 1941 zostałem z powodu braku dowodów winy zwolniony. W połowie 1944 roku wyczuwając powtórną chęć aresztowania, opuściłem obręb Poznania. Po zajęciu tegoż przez naszych oswobodzicieli, powróciłem spowrotem”.

W podaniu o przyjęcie stwierdza m.in., że „..powołując się na przeszłą moją pracę, jestem głęboko przekonany, że obowiązki swoje wypełnię należycie i sumiennie”. 13 kwietnia 1945 roku Wacław Gintrowski, pozytywnie zweryfikowany, zostaje przyjęty jako wywiadowca do Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Poznaniu (przeniesiony w październiku 1945 roku do Komendy MO m. Poznania) i składa pisemne przyrzeczenie:

„Ja Gintrowski Wacław, funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, zobowiązuję się: a) służyć wiernie Rządowi i Krajowej Radzie Narodowej, b) zdecydowanie stać na straży Państwa demokratycznego, zwalczać i ścigać przestępców pospolitych jak i wrogów demokracji, c) sumiennie wykonywać rozkazy przełożonych i być wzorem dyscypliny i karności w służbie M.O., d) stać na straży ładu i porządku publicznego, d) zdecydowanie prowadzić walkę z nadużyciami w szeregach M.O., f) tajemnicy służbowej dotrzymać i nigdy jej nie zdradzić…”.

*

Jest członkiem Polskiej Partii Robotniczej, w środowisku zamieszkania ma pozytywną opinię. A mimo to karierę milicyjną kończy w lipcu 1946 roku, kiedy to Komendant Wojewódzki MO karze go 10 dniami ścisłego aresztu „za ujawnienie tajemnicy służbowej osobom niepowołanym i zainteresowanym w sprawie napadu rabunkowego” i wydala go w trybie dyscyplinarnym ze służby. Nie było by w tej historii nic szczególnego, bo setki – jeśli nie tysiące – agentów polskiego wywiadu, oficerów konspiracji wojskowej 1939-1945, byłych policjantów podejmowało pracę w organach „wymiaru sprawiedliwości” powojennej Polski. Wielu z nich jednak starannie ukrywało swą przeszłość. To, co pisze o sobie kandydat na wywiadowcę śledczego MO zaskakuje. Treść dokumentów znalezionych w poznańskim Oddziale IPN skłoniła do wnikliwszych poszukiwań. Poprosiłem o pomoc znanego i cenionego czempińskiego regionalistę pana Michała Werwińskiego. Naturalną rzeczy koleją przejrzeliśmy najpierw inwentarze archiwów niemieckich.

Trochę to trwało, ale warto było i można napisać, że był to „strzał w dziesiątkę”. W Deutsches Zentralarchiv w Berlinie w zespole „Reichsjustitzministerium” trafiliśmy na akta sprawy karnej z lat 1931-1932 przeciwko obywatelowi polskiemu Wacławowi Gintrowskiemu, któremu udowodniono zdradę niemieckich tajemnic wojskowych. Złożyliśmy zamówienie i po niejakim oczekiwaniu, przed kilku dniami, otrzymaliśmy kopię dokumentów z całej teczki, a w nich wyniki śledztwa, akt oskarżenia, wyrok, a także ówczesny życiorys agenta ps. Leisemann. Ale o tym w przyszłym numerze „Gazety Kościańskiej”.

Udostępnij